piątek, 11 stycznia 2013

Czy warto kupić: BMW M550d

Na przekór tradycji, lecz w zgodzie z logiką.

Żyjemy dobie kryzysu ekonomicznego. Pętla na silnikach aut spalinowych zacieśnia się coraz bardziej, gdy ceny paliwa rosną, a ekolodzy wymuszają coraz ostrzejsze normy czystości i emisji spalin. Sytuację pogarsza również wyjątkowo wyrównana konkurencja. W zasadzie nie ma już na rynku złych samochodów, bo nawet ci najmłodsi producenci szybko nadrabiają zaległości i zdobywają odpowiednią technikę i doświadczenie. Wszystko to sprawia, że aby liczyć na sprzedaż, trzeba szukać coraz  nowych nisz na rynku i próbować zaoferować pojazdy w jakiś sposób wyróżniające się z tłumu. Takie bez wątpienia jest BMW M550d. Pytanie tylko, czy warto kupić tak unikalny samochód?


BMW nie jest pierwszą firmą, która próbuje swoich sił w tworzeniu sportowego diesla. Parę lat temu Mercedes miał w swojej ofercie taki model C30 AMG, jednak nie cieszył się on zbyt dużym wzięciem. Jednak nie ulega wątpliwości, że czasy się zmieniły. Mocne, szybkie i relatywnie oszczędne diesle są trzonem sprzedaży zarówno Audi, Mercedesa, jak i BMW, a ostatnio nawet Porsche.

Być może więc teraz nadszedł znacznie lepszy czas dla tego typu aut.

Aktualna generacja M5 nie obnosi się ze swoją mocą w sposób tak oczywisty jak poprzednik zaprojektowany przez rewolucjonistę Bangle'a. Owszem, znajdziemy tu wielkie wloty powietrza w zderzaku, dokładki progowe i dyfuzory, ale nie rzucają się one mocno w oczy. Diesel został dodatkowo pozbawiony dwóch najważniejszych (przynajmniej moim zdaniem) stylistycznych atrybutów wszystkich "emek" - skrzeli na przednich błotnikach oraz układu wydechowego z czterema końcówkami. Gdyby nie poumieszczane, w zasadzie wszędzie, literki "M" (w środku i na zewnątrz naliczyłem 12 sztuk), byłbym w stanie pomyśleć, że to tylko jakiś pakiet stylistyczny do standardowego diesla.





Pod maską M550d nie pracuje jednak standardowy diesel. Trzylitrowy motor doładowywany przez trzy turbosprężarki generuje moc 381 KM. Przy 560 KM wersji benzynowej taka wartość wydaje się śmieszna. Auto ma jednak parę asów w rękawie. Pierwszym z nich jest moment obrotowy wynoszący aż 740 Nm (o 80 Nm więcej niż w M5). Drugim - mniejsza o 80 kg masa, a trzecim i chyba najważniejszym - stały napęd na 4 koła. W efekcie M550d do 100 km/h przyspiesza w 4,7 sekundy, czyli zaledwie 0,4 sekundy gorzej niż wersja benzynowa. W połączeniu z mniejszym o połowę spalaniem (średnia 11 l/100 km to marzenie niejednego użytkownika M5) i ceną niższą o 100 tys. zł całość zaczyna wyglądać znacznie atrakcyjniej.

Problem jest jednak taki, że zza kierownicy M550d wydaje się samochodem równie rozsądnym, jak wynika to z powyższych danych. Niestety nie tego oczekujemy, wybierając samochód z literką "M". Owszem, reakcja na gaz jest tu bardzo spontaniczna, a przyspieszenia robią wrażenie solidnym wbiciem w fotel zarówno przy 70, jak i 200 km/h, ale nie czuć tej odrobiny szaleństwa, jaką zawsze fundowały auta "M".


M5 nigdy nie było zwinnym autkiem do pokonywania krętych, górskich ścieżek. To raczej autostradowy potwór, który w każdej sytuacji pozwala jeździć wygodnie i szybko, bardzo szybko albo bardzo, bardzo szybko. A czasami, gdy kierowcę najdzie ochota, pozwala przekroczyć nawet tę granicę i poczuć siłę, która potrafi wyrywać asfalt z drogi i stopić opony w kilka sekund. W M550d mamy świetne zawieszenie, luksusowe wnętrze i wiele możliwości konfiguracji elektroniki, aby dopasować samochód do wszystkiego: od rodzinnego wyjazdu po wypad na tor. Ba! Nie zapomniano nawet o niezwykle przyjemnym dźwięku, jaki słyszymy, gdy dodajemy gazu (brzmi jak V8, nie pytajcie, jak to możliwe, ale tak jest...). Nie dostaniemy jednak tej wspaniałej iskierki szaleństwa, która sprawiała, że zawsze był to pojazd niezwykły.

Czy warto więc kupić M550d? Jeśli jeździcie dużo i chcecie mieć potwornie szybki i całkiem stylowy samochód, to bez wątpienia tak. Jeśli natomiast zawsze kochaliście prawdziwie mocne i szalone auta, a stuacja zmusza was do kupienia czegoś większego i poważniejszego, to chyba znacie odpowiedź. Niektórych rzeczy po prostu nie można mieć taniej, łatwiej czy rozsądniej.

Źródło: Autokrata

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz